Tekst dotyczy stanów lękowych. Opisuje wyłącznie moje doświadczenia i emocje, których nie można odnosić do przeżyć innych osób,
Nie czytaj, jeśli ta tematyka może pogorszyć Twoje samopoczucie.
Pamiętaj o pomocnych numerach telefonu:
* 116 123 (telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym, poniedziałek-piątek od 14:00-22:00, połączenie bezpłatne);
* 116 111 (telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży, 7 dni w tygodniu, 24 h na dobę, połączenie bezpłatne).
Nie udzielam porad, nie czytam i nie odpowiadam na wiadomości dotyczące tego wpisu.
Nie pracuję zawodowo od 10 lat.
Trudno się z tym żyje.
W moim przypadku brak pracy dewastuje każdą dziedzinę mojego życia.
U podstaw tego stanu leży niewiadomego pochodzenia lęk przed odpowiedzialnością. Nie rozumiem go, nie wiem, jak działa i nie potrafię go zwalczyć.
Z innymi paranoicznymi, dysfunkcyjnymi stanami lękowymi, które utrudniały mi życie, poradziła sobie trafiona po latach farmakologia.
Ale ten jeden, związany z odpowiedzialnością, lęk pozostał.
Osobno na ten temat napiszę więcej przy okazji, dzisiaj napomykam o tym na okoliczność remontu starego mieszkania. Średnio mi to idzie, brak czasu i odległość robią swoje, ale kilka dni temu drezyna z mobilizacją wtoczyła się na właściwy tor i dowiozła mnie z zestawem małego malarza na miejsce.
Malowanie książkowo zapuszczonej kuchni zajęło mi czas od czwartku do soboty i wymagało skakania po meblach, budowania konstrukcji z sędziwych taboretów, baletu na parapecie, cyrkowych sztuczek podczas malowania sufitu i wciągania brzucha za lodówką. W każdym ten wyrzut sumienia, ten powód do najgłębszego wstydu, czyli upiornie zaniedbane wnętrze przeszło stosowną transformację i obecnie olśniewa bielą, niemal jak zęby w moim sardonicznym uśmiechu uwiecznionym na selfie dokumentującym malarską wiktorię.
I tu pojawia się pożądane przeze mnie poczucie sprawczości, satysfakcji oraz bycia potrzebnym. Zadanie zaliczone, jest efekt, wprawdzie pierwsza warstwa na ścianach poszła farbą do sufitu, ale kierownik, czyli ja, jest zadowolony. Mam więc to z głowy, zadanie zostało wykonane samodzielnie, wreszcie coś więcej, niż ugotowanie obiadu czy przeprocedowanie prania.
Ale tu nie było szefa ani klienta, ani współpracowników, ani wątpliwości, ani niepewności, ani presji czasu, ani żadnego stresu.
Jak z tego wybrnąć?…