Czy ktoś z Was miewa… “napady twórcze” ? 😉 Takie jak, biorąca się ni stąd ni zowąd potrzeba napisania wiersza, namalowania obrazka, ułożenia melodii? I nie chodzi mi o znalezienie sposobu na wyrażenie zachwytu, niesmaku czy innej emocji, tylko o samo przeżycie procesu czystej kreacji,
A temat sam się znajdzie,
Odkąd stany lękowe wypuściły mnie ze swoich łap, zdarza mi się to dość często, Może nadrabiam w ten sposób lata hibernacji w depresyjnym limbo? Zapędy artystyczne (oraz wiele innych) dochodziły wówczas do głosu bardzo rzadko. Tym bardziej, że nie uważam się za osobę zbytnio utalentowaną, co, w połączeniu zaawansowaną anhedonią, skazywało większość prób na porażkę.
Tak się złożyło, że, gdy odpowiednia farmakoterapia przywróciła mi możliwość jakiejkolwiek mobilizacji, w moich socjalach gościło akurat sporo makram. Nie pamiętam, skąd się tam wzięły – czy z grup rękodzielniczych, czy może zakochał się w nich ktoś ze znajomych, w każdym razie, zrządzeniem fejsbukowego losu to właśnie sznurki zapełniły otwierającą się z wolna przestrzeń dla kreacji.
I oplotły mnie od góry do dołu, czego pokłosiem jest niniejsza lista zalet i korzyści, jakie daje mi makramowa twórczość.
Może ktoś z Was nabierze chęci, by spróbować 🙂 ?
- Szybka nagroda. Co mam na myśli? Uplecenie nieskomplikowanej makramy nie jest zbyt trudne i nie trwa zbyt długo, nawet dla początkujących. Czasem wystarczy znajomość jednego splotu. Dlatego dość szybko można cieszyć się ze swojego dzieła, co było i jest dla mnie ważne.
- Długotrwałe miętolenie sznurków odbieram jako kojące. Nazywam to rodzajem “dotykowej medytacji”, zwłaszcza, jeśli powtarzam dany splot wiele, wiele razy. Zamierzam wypróbować to doświadczenie do treningu uważności. Jest to o tyle osobliwe, że czegoś zupełnie odwrotnego doświadczam podczas szydełkowania – monotonia dziergania szalika rządek po rządku po pewnym czasie staje się dla mnie zbyt mozolne.
- Uwaga, teraz będzie jeszcze subiektywniej: w wyplatanie makramy angażuję się holistycznie. W moim przypadku jest to więc zajęcie dla:
- dłoni (wiadomo), Im cieńszy sznurek, tym praca jest delikatniejsza, bardziej misterna i precyzyjna,
- nóg i pleców (przy makramie często stoję, balansuję, napinam i rozluźniam różne mięśnie),
- wzroku – nie tylko podziwiam swoje dzieło, ale też próbuję łączyć kolory (czy nawet je tworzyć, farbując sznurki samodzielnie), oceniam “czytelność” makramy – czyli czy wzór jest ładnie się prezentuje, czy nie ma bałaganu (chyba że taki jest zamysł), czy sploty nie są nieproporcjonalne (za grube, za ciężkie itd.),
- dotyku – rozmaitość faktur sznurków to prawdziwa sensualna uczta. Najczęściej korzystam z szorstkich sznurków jutowych (różnej grubości), ale tym bardziej doceniam gładkość bawełny, “spójność” sznurków skręcanych, a poza tym przyjemnie rozczesuje się makramowe listków czy nadaje puszystość jutowym chwostom,
- mózgu (?!) – zdarza się, że w przerwach od manualnego wyplatania, makramą zajmuje się moja głowa 🙂 Szuka motywu przewodniego, oblicza długość i dobiera grubość sznurków, zastanawia się, czym by je ufarbować, jakie wybrać sploty albo jak by tu uzyskać np. kocie uszy albo promienie słońca 🙂 Taka pożyteczna “guma do żucia” dla umysłu czasem naprawdę pozwala zająć głowę czymś pożyteczniejszym, niż szeroko rozumiane zmartwienia.
- Ciekawa formuła wyrażanie siebie. Wykonując autorskie makramy staram się oddać za pomocą sznurka emocje, które mam w głowie. Innymi słowy dłonie próbują tłumaczyć moje myśli i nastrój na język węzłów i czasem nawet się to udaje 🙂
- Makrama wybacza błędy. Oczywiście jest granica rozplatania i zaczynania na nowo, a jej umiejscowienie zależy od grubości sznurka, skomplikowania splotów do korekty oraz od tego, jak daleko jestem z makramą od miejsca, w którym zdarzył się błąd 🙂 Bazując na moim doświadczeniu napiszę, że wielokrotnie zdarzało mi się zaczynać pracę od zera albo też cofać się kilkadziesiąt (!) węzłów – np. płaskich, gdyż zmieniła mi się koncepcja lub po prostu coś zostało sknocone. Eksploatuję te same sznurki kilka razy, poprawki nie są więc generalnie kosztogenne. Jedyną stratą jest czas,
- Do pewnego momentu makramy przydają się w domu. Mogą być też prezentem – ale tu zalecam ostrożność i powściągliwość 🙂 Dopasowana, ciekawa makrama potrafi naprawdę umaić przestrzeń, Moje makramy regularnie zdobią u nas drzwi wejściowe (tak było także, gdy mieszkaliśmy w bloku), ładnie prezentują się nad szerokim łóżkiem w sypialni czy po prostu w salonie. Mam kilka makram typowo świątecznych, wyciąganych z pudeł razem z bombkami. Można też wyplatać bieżniki, podkładki pod talerze czy dywaniki, jeśli ktoś ma chęć na stworzenie czegoś praktyczniejszego. Jaka, póki co, się tym nie zajmuję.
- …zarobki? Wiele osób sprzedaje swoje dzieła i wcale nie dziwi mnie, że znajdują one chętnych. Większość makram jest cudownie dopracowana, harmonijna istaranna. Prace w serwisach sprzedażowych i socjalach czarują kolorystyką i często idealną symetrią…
Nie ukrywam, że byłoby mi miło, gdyby nowe domy znalazły także moje makramy, choć są one zupełnie inne – rosochate, asymetryczne, trochę czupurne, żyjące własnym życiem. Mam nadzieję, że kiedyś tak się stanie. Gdyby któraś z nich się Wam spodobała, proszę o kontakt – do zyskania oryginalna dekoracja oraz bonus w postaci dobrego uczynku, czyli wsparcia mnie w powrocie do życia zawodowego 🙂
Dodaj komentarz