Bliźniak w objęciach ogródka

Ogródek w kształcie litery C, otaczający z trzech stron połówkę bliźniaka, to częsty widok, zwłaszcza w przypadku nowo budowanych osiedli, ale, szczerze mówiąc, podczas poszukiwania miejsca do zamieszkania taki układ nie za bardzo mnie zachwycał. Proces oglądania domów trwał około trzech lat i w tym czasie natknęliśmy się na wiele nietuzinkowych kształtów i rozmiarów przydomowych działek, szczególnie na rynku wtórnym: od niemal kwadratowych, rozległych powierzchni z podchodzącym pod płot lasem, poprzez ogrody z naturalnym strumieniem (ach!), aż po stary, malowniczy sad położony w całości na dość stromej skarpie, z wolno stojącym domem wybudowanym u jej podnóża. Co ciekawe, żaden ze mnie architekt krajobrazu (ani niczego innego), ale im mniej standardowa działka, tym więcej pomysłów, także tych kompletnie od czapy, lęgło się mi w głowie.

…”przez ostatnich 8 lat…”

…a tak naprawdę, dużo, dużo dłużej moja głowa wespół z sercem planowała zagospodarowanie mojego wyśnionego, wycacanego i w ogóle najnajnaj przyszłego ogrodu, Wyobraźnię mam pojemną, a horyzonty (roślinne) szerokie, więc projekty pączkowały i rozrastały się na potęgę, skutkiem czego do wprowadzenia ich w życie nie wystarczyłaby nawet powierzchnia przeciętnego ogrodu botanicznego.

Okazało się jednak, że ogrodowa opatrzność – a konkretnie generał kredyt -dysponująca zapewne wglądem w nasze zaplecze finansowo-organizacyjne, miała dla mnie inne plany, a zawrzeć je można w słowie: “miniaturyzacja“.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak schłodzić rozgrzane do czerwoności zwoje mózgowe, i wymyślić, jak upchnąć wszystkie starannie skatalogowane koncepcje na +/-… 240 metrach kwadratowych.

Podział strukturalny

Czym zatem dysponuję?

  • kawałkiem ziemi z przodu domu z niespodzianką w postaci ok.3-metrowego ścięcia jednego z rogów. W założeniu ten fragment działki będzie współdzielony z podjazdem dla auta), Widać to dokładnie na pierwszej fotce. Do zagospodarowania mam więc ok. 20m2
  • długim i wąskim (szerokość to 5 metrów) pasem z boku domu (dla mnie: 130m2), jest on łagodnie pochylony i wzdłuż płotu z sąsiadem narasta dość stroma skarpa,
  • prostokątem z tyłu domu (ok. 50m2),
  • plus naturalną, ostrą skarpą, wysoką na ok. 2 metry, pochyloną pod kątem mniej więcej 45 stopni, albowiem zamieszkaliśmy na wzgórzu i “piętro” wyżej znajduje się dom miłych sąsiadów, Skarpa ma szerokość ok 10m, do tego dochodzi szeroki na ok. metr, płaski pas na szczycie. Do obsadzenia mam więc ok. 45m2.

Imponujące? I tak i nie. Czy na tej niewielkiej powierzchni da się upchnąć spiętrzoną, nanoszoną latami, pryzmę koncepcji? Gdy wracam myślami do bezkresnych, 500-metrowych areałów, łza się w oku kręci i żal ściska to i owo – ale w porównaniu ze skrzynkami na balkonie to już coś.

A poza tym, jak to można ładnie ująć, mój dom stoi sobie w objęciach ogrodu.

Naturalnie sytuacja jest rozwojowa. Niemniej jednak, aby usprawnić sobie planowanie, ogród został podzielony na kilka strategicznych części. Nazywamy je tak: front (wspomnienie z pracy w aptece 🙂 ), bok, skarpa, i żółty ogród. W kolejnych wpisach pokażę Wam, jak mam zamiar je urządzić. Póki co, zachęcam do sprawdzenia, co widzą przechodnie, mijając nasz dom.

Widok z pierwszego piętra na ogródek z przodu (stadium sprzed roku)
Róg ogrodu ze skarpą, na górze jest płaski metr, akurat dla psa
Niewiele mówiące zdjęcie zrobione na bocznej części ogrodu – musicie mi uwierzyć na słowo, że to ona, za psem rozciąga się park narodowy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *